środa, 10 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (12)


08.10.
Pobudka o 6 rano. Za śniadanie służy nam suchy chleb, suchy ser i woda; dość skromnie. Ruszamy. Idziemy z garbami w których mamy potrzebne ubrania, śpiwory, alumaty, żywność i po cztery litry wody na głowę. Początkowo idziemy dość swobodnie, mamy przez chwilkę problemy z wkroczeniem na szlak. Wkrótce dostrzegamy kopczyki usypane z kamieni, które jak się nam wydaje mają jakieś znaczenie. Niedługo trwało nim zorientowaliśmy się, że są to oznaczenia szlaku, których wedle słów hinduskich znawców gór być nie powinno. Za ich pomocą bez większych problemów odnajdujemy drogę. Każdy z nas utrzymuje własne tempo, prowadzę ja, w nieznacznej odległości za mną porusza się Tomek, pochód zamyka Darek. Słońce rozświetla stok, jest cudownie. Otoczenie sprawia że gdyby nie zmęczenie, które zaczyna nam doskwierać można by śpiewać hymny wychwalające urodę świata.

niedziela, 7 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (11)


06.10.
Dzień spędzamy w spacerując po miasteczku będącym siedzibą Dalajlamy i Rządu Tybetańskiego na Uchodźstwie. Odwiedziliśmy kompleks Tsuglaghang, gdzie znajduje się rezydencja Dalajlamy, Namgyal Monastery (klasztor), księgarnia, kawiarnia oraz sama Tsuglaghang, czyli kaplica Centralna, będąca dla rządu tybetańskiego odpowiednikiem Świątyni Jokhang w Lhasa. Kompleks jest skromny, urodą swą nie zniewala; jest to bardzo współczesny zespół budynków. Wraz z nami kompleks zwiedzała grupa młodych hindusek, dla których stanowiliśmy nie lada atrakcję – bardzo często fotografowały się z nami.

Miasteczko McLeod Gani przyciąga bardzo barwną i niemałą gromadę turystów. Niczym niezwykłym są dzieci-kwiaty, żywcem przeniesieni z ameryki lat sześćdziesiątych do dzisiejszych Indii. Na każdej ulicy można zakupić wszelkie atrybuty niezbędne do palenia trawki, jak i sam „materiał”.

piątek, 5 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (10)


04.10.
Tego dnia włóczyliśmy się po stolicy stanu Himaćal Pradeś. Miasteczko, jak wspomniałem wyjątkowo czyste, my nie zamierzaliśmy wyściubiać nosa poza granice miasta, dlatego też tego dnia zadawaliśmy szyku w koszulkach przyozdobionych polskim godłem.

Obejrzeliśmy muzeum stanowe, rezydencję brytyjskiego wicekróla Lorda Dufferina, kościół Jezusowy i świątynię Dżakhu. Największe wrażenie robi Viceregal Lodge, czyli siedziba wicekróla. Budowla znajduje się kilka kilometrów od centrum miasteczka. Każda cegła składająca się na tę sześciopiętrową budowlę została tu dostarczona na grzbietach mułów, jako że podczas budowy nie istniało jeszcze połączenie kolejowe. Obecnie w tej niezwykłej budowli znajduje się uniwersytet.

środa, 3 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (9)


02.10.
Rankiem kupujemy bilety do Ambali (podróż do Śimli wymaga dwóch przesiadek). Bilety wzbudziły nasze podejrzenia, nie bardzo orientowaliśmy się, które łóżka są nam przypisane. Raz jeszcze pytamy kolesia w okienku o nasze miejsca – interwencja się przydała, zapisał numer wagonu i jeszcze jeden numerek. Z problemami odnaleźliśmy wagon, nie miały one oznakowań zrozumiałych dla Europejczyka.

W wagonie rozpoczęła się heca. Nie potrafiliśmy odnaleźć naszych miejsc. Okazało się, że bilet należy przed wyjazdem potwierdzić, my zrobiliśmy to późno, w efekcie czego mamy tylko jedno łóżko na trzech. Dziki tłum hindusów miał sporo radości, kiedy trzech białych „sahibów” piekliło się próbując wyjaśnić sytuację. Nic to. Jedziemy na jednym łóżku. Szczęśliwie przed wyjazdem zakupiliśmy flaszkę whisky „8 P.M.”, jej zawartość łagodzi nasz ból i pozwala przetrwać najgorsze chwile. Około północy zwalniają się miejsca i możemy przespać resztę nocy w miarę komfortowo.

poniedziałek, 1 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (8)


30.09.
Pierwsze co robimy to wizytujemy biuro KLM-u. Mimo niedzieli jest otwarte. Bez problemu załatwiamy kwestię biletów. Dodano nam wewnętrzny przelot Delhi-Mumbaj, data powrotu nie zmieniła się.

Odbieramy zamówione przed wyjazdem do Chitwan khukri, czyli noże Gurków. Staję się właścicielem dwóch niemałych noży; jeden z nich to model aktualnie używanych przez tutejszych policjantów.

Zabieramy Darka, który wydobrzał do pobliskiego Patanu. Zwiedzamy i dokonujemy zakupów. Są to nasze ostatnie godziny w Nepalu, ewentualny treking urządzimy w Indiach, nie dbamy więc o wagę plecaków, dlatego też kupujemy przedmioty, które przypominać nam będą ten niezwykły kraj. Nabywam thangkę, czyli tradycyjne buddyjskie malowidło o treści religijnej, bardzo kunsztownie zdobione, topi czyli tradycyjne męskie nakrycie głowy, maskę, fantastycznie kolorowe koszulki oraz kurtkę z wełny jaka. W efekcie zakupów plecak zwiększa znacznie swoją objętość.