W ciągu wieku XV i XVI zasadnicza część świata
muzułmańskiego została włączona do trzech wielkich imperiów, a mianowicie do
imperium osmańskiego, safawidzkiego i Wielkich Mongołów. Wszystkie kraje w
których używano języka arabskiego, z wyjątkiem części Arabii, Sudanu i Maroka,
znalazły się w granicach imperium osmańskiego ze stolicą w Stambule. Poza tym
imperium osmańskie obejmowało Anatolię oraz Europę południowo-wschodnią.
Językiem panującego rodu i elity administracyjnej, wywodzącej się w głównej
mierze z nawróconych na islam mieszkańców Bałkanów i Kaukazu, był turecki.
Imperium miało charakter państwa biurokratycznego, które
podporządkowywało sobie najróżniejsze regiony w ramach jednolitego systemu
administracyjnego i podatkowego. Państwo strzegło prawa religijnego, chroniło i
rozszerzało granice tego świata, sprawowało nadzór nad świętymi miastami Arabii
i organizowało do nich pielgrzymki. Było to przy tym państwo wielowyznaniowe,
nadające gminom chrześcijańskim i żydowskim specjalny status. Muzułmańscy
mieszkańcy prowincjonalnych miast byli wciągani w system rządzenia, a w krajach
arabskich ukształtowała się arabsko-osmańska kultura, utrwalająca dziedzictwo i
w pewnym sensie rozwijająca nowe kierunki. Poza granicami imperium znajdowało
się Maroko, którego rozwój szedł w inną stronę. Panowały tu miejscowe dynastie,
które sprawowały władzę opierając się na fakcie, że odpowiadają za ochronę
religii.
Imperium osmańskie stało się główną potęgą wojskową i
morską we wschodnich rejonach Morza Śródziemnego, a także na Morzu Czerwonym.
Prowadziło to do konfliktów z Portugalczykami na Oceanie Indyjskim i z
Hiszpanami w zachodniej części Morza Śródziemnego. W rejonie Morza Czerwonego
prowadzono politykę defensywną, której celem było niedopuszczenie tu
Portugalczyków. Natomiast w zachodnich rejonach Morza Śródziemnego posługiwano
się potęgą morską po to, by powstrzymać ekspansję hiszpańską i by ustanowić
silne przyczółki w Algierze (lata dwudzieste XVI wieku), Trypolisie (lata
pięćdziesiąte XVI wieku) i w Tunisie (1574), nie sięgając jednak Maroka. Przez
jakiś czas Osmanowie i Hiszpanie prowadzili ze sobą wojny morskie, potem jednak
główny wysiłek Hiszpanów skupił się na amerykańskim Nowym Świecie. Zrodził się
w miarę stabilny podział sił morskich na Morzu Śródziemnym i od roku 1580
Hiszpania i Osmanowie utrzymywali ze sobą stosunki pokojowe.
Liczne kraje wcielone do imperium osmańskiego,
podporządkowane jego systemowi biurokratycznej kontroli i podlegające
jurysdykcji jednego systemu prawa, stanowiły olbrzymi obszar handlowy, na
którym wzdłuż szlaków handlowych utrzymywanych przez wojska imperialne i
wyposażonych w chany, osoby oraz towary przemieszczały się stosunkowo swobodnie
z miejsca na miejsce. Nie płaciło się ceł, chociaż należało uiszczać różne
lokalne opłaty. Obszar ten z jednej strony był powiązany z Iranem i Indiami,
gdzie władza Safawidów i Wielkich Mongołów tworzyła system stabilnego życia. Od
zachodu łączył się on z krajami Europy, które przeżywały okres ekspansji
gospodarczej, co wynikało z istnienia silnych scentralizowanych monarchii,
wzrostu ludności i rozwoju rolnictwa oraz importu cennych metali z Nowego
Świata obejmującego hiszpańską i portugalską Amerykę. Obok dawnych,
tradycyjnych towarów handlu międzynarodowego długimi szlakami handlowymi
przewożono nowe typy cennych dóbr. Szlak handlu wonnościami wciąż przebiegał
przez Kair i dopiero w XVII wieku Holendrzy zaczęli transportować ich znaczną część
wokół Przylądka Dobrej Nadziei; perski jedwab przewożono przez ciąg miast
handlowych z safawidzkiego imperium Iranu przez Anatolię do Stambułu, Bursy lub
Aleppo. Kawę, która po raz pierwszy pojawiła się w XVI wieku, importowano do
Kairu z Jemenu, a stamtąd rozsyłano do krajów Morza Śródziemnego. W Maghrebie,
niewolników, złoto i kość słoniową sprowadzano ze stepów na południe od Sahary.
Manufaktury w miastach osmańskich nie były już tak ważne
na rynku światowym jak dotychczas. Jednak tekstylia z Syrii oraz szaszijja –
specyficzne nakrycie głowy wykonywane w Tunisie – były poszukiwane na terenie
całego imperium. W niektórych dziedzinach handlu rola zachodnioeuropejskich
kupców stale rosła, ale najważniejsza wciąż była wymiana towarów z krajami
leżącymi nad Oceanem Indyjskim i tam osmańscy kupcy dzierżyli palmę
pierwszeństwa.
W okresie dominacji osmańskiej silne rządy, publiczny
ład i kwitnący handel wiązały się z innym zjawiskiem. Był nim wzrost liczby
ludności. Stanowił on cechę typową dla całego Morza Śródziemnego w wieku XVI,
zwłaszcza po ożywieniu do jakiego doszło po upadku wywołanym Czarną Śmiercią,
ale także w wyniku innych zmian. W wielkim przybliżeniu, przyjmuje się, że w
ciągu tego okresu populacja imperium wzrosła o jakieś 50%. (W Anatolii liczba
ludności płacącej składki podwoiła się, ale wyjaśnić to należy nie tyle
przyrostem naturalnym, ile ściślejszą kontrolą, która umożliwiła rejestrowanie
i pobieranie podatków od większej liczby ludności). Pod koniec tego wieku cała
ludność mogła liczyć od 20 do 30 milionów, zamieszkujących w miarę równomiernie
europejskie, azjatyckie i afrykańskie terytorium imperium. Stambuł ze
stosunkowo niewielkiego miasta, jakim był przed podbojem i po podboju
osmańskim, przekształcił się w metropolię liczącą w XVII wieku 700 tysięcy
mieszkańców. Był większy od największych miast europejskich: Neapolu, Paryża i
Londynu.
Stambuł w owym czasie nie był zwykłym miastem, lecz
aglomeracją, miejskim potworem. Dzielił się na trzy części, spośród których
najważniejszy był Konstantynopol, zwany po turecku Istanbul. Był on miastem
trójkątnym, położonym między Złotym rogiem a morzem Marmara, zamkniętym od
strony lądu podwójnym murem „niezbyt zresztą dobrej jakości”. Stambuł mierzył
13 do 15 mil w obwodzie, podczas gdy Wenecja mierzyła jedynie 8 mil. Ta
przestrzeń miejska była pełna drzew, ogrodów, placów z fontannami, łąk oraz
promenad i liczyła ponad 400 meczetów pokrytych ołowianymi dachami.
Ulice były wąskie, kręte i nierówne, nie zawsze wybrukowane,
często spadziste. Ludzie poruszali się piechotą lub konno, ale nie wozem.
Pożary wybuchały często i nie oszczędzały nawet pałacu sułtańskiego. Stambuł
był niewątpliwie par excellance
miastem Turków, ich białe turbany dominowały: w XVI, jak i XVII wieku stanowili
58% ludności. Oznacza to, że spotykało się też wielu Greków w niebieskich i
Żydów w żółtych turbanach, a ponadto Ormian i Cyganów.
Dwie pozostałe części to port Galata i azjatyckie Skutari,
co dawało w sumie ogromną aglomerację. W marcu 1581 roku osiem statków
przybyłych z Egiptu z ładunkiem zboża zapewniło jej tylko jednodniowe
wyżywienie. Spożycie miasta wynosiło dziennie 300 do 500 ton zboża (przy czym
zatrudniano 133 piekarzy); około 200 000 wołów rocznie, z czego 35 000
przeznaczano na wyrób solonego bądź wędzonego mięsa; oraz cztery miliony owiec
i trzy miliony jagniąt. Ponadto beczki miodu, cukru, ryżu, worki i bukłaki z
serem, kawior oraz 12 904 cantara,
czyli około 7 000 ton topionego masła przywiezionego drogą morską.
Konstantynopol konsumował tysiące produktów wytwarzanych w
granicach imperium, a także artykuły luksusowe z Zachodu: miasto nic lub prawie
nic nie dawało w zamian, poza belami wełny i skórami owiec, wołów i bawołów,
przechodzącymi tranzytem przez port. Nie było porównania z szeroko rozwartymi
bramami, jakimi były wówczas Aleksandria, syryjski Trypolis, a w późniejszym
okresie Smyrna. Stolica korzystała z przywileju bogaczy: pracowali na nią inni.
W XVI wieku Zachód przewyższył Wschód i zostawił go
daleko w tyle, zachodnia cywilizacja była bardziej żywotna i podporządkowała
sobie cywilizację islamu.Wskazywał na to choćby kierunek
ruchu ludności. Ludzie tłumnie przechodzili od chrześcijaństwa do islamu. Islam
przyciągał ich możliwością przygód i korzyści, przyciągał i opłacał ich. Turcja
potrzebowała rzemieślników, tkaczy, budowniczych statków, wykwalifikowanych
marynarzy, odlewników armat, robotników umiejących pracować przy obróbce
metali, stanowiących o sile państwa. „Turcy i inne ludy wiedzą o tym dobrze –
pisał Montchrestien – i zatrzymają ich, jak tylko uda im się dobrze schwytać”.
Dziwna korespondencja pewnego żydowskiego kupca z Konstantynopola z Morat Agą z
Trypolisu pokazuje, że Żyd poszukiwał chrześcijańskich niewolników, którzy by
potrafili tkać aksamity i adamaszki. Jeńcy byli także źródłem zaopatrzenia w
siłę roboczą.
Świat chrześcijański nie zmniejszał
liczby swoich ludzi wysyłanych na Wschód; był przeludniony i jeszcze nie dość
wciągnięty w przygodę za oceanem. Często zdarzało się, że chrześcijanin
pozostający w kontakcie z krajami islamu ulegał zawrotowi głowy i wypierał się
wiary. W Afryce, na placówkach, garnizony hiszpańskie były dziesiątkowane przez
dezercję. W Dżerbie w 1560 roku, zanim jeszcze twierdza poddała się Turkom,
wielu Hiszpanów przeszło na stronę nieprzyjaciela, „porzucając swoją wiarę i
swoich towarzyszy”. Wkrótce potem w La Goulette odkryto spisek mający na celu
poddanie twierdzy niewiernym. Z Sycylii często odpływały barki z ładunkiem
kandydatów do apostazji. Podobne zjawisko występowało w Goa u Portugalczyków.
Nawet duchowieństwo ulegało tej silnej pokusie. „Turek”, który towarzyszył do
Francji ambasadorowi Króla Arcychrześcijańskiego i którego uwięzienie doradzano
władzom chrześcijańskim, był dawnym księdzem węgierskim. Widocznie nie był to
przypadek: w 1630 roku proszono Ojca Józefa, by wezwał do powrotu kapucynów
zagubionych gdzieś w Lewancie, „w obawie by się nie poturczyli”. Renegaci
przechodzący na islam pochodzili z Korsyki, z Sardynii, z Sycylii, z Kalbrii, z
Genui, z Wenecji, z Hiszpanii. Żaden analogiczny ruch nie odbywał się w
przeciwnym kierunku.
Nieświadomie zapewne Turcja
otwierała swoje wrota, a chrześcijaństwo je zamykało. Chrześcijańska
nietolerancja, owoc przeludnienia, nie wzywała ludzi, ale ich odpychała. Nadto
do ochotników dołączyli wszyscy ci, których owa nietolerancja wygnała z
chrześcijańskich posiadłości: Żydzi wypędzeni w 1492 roku, Moryskowie w XVI
wieku i w latach 1609-1614. Wszyscy wyruszali w kierunku islamu, gdzie czekały
na nich miejsca i zyski. Najlepszą tego oznaką był prąd emigracji żydowskiej, który,
zwłaszcza w drugiej połowie XVI wieku, prowadził z Italii bądź Niderlandów w
kierunku Lewantu. Prąd ten był na tyle silny, że nie umknął uwagi agentów
hiszpańskich w Wenecji – przez to miasto bowiem wiódł szlak emigracji.
Dzięki wszystkim tym ludziom Turcja
XVI wieku uzupełniała swoją zachodnią edukację. „Turcy – pisał w 1573 roku
Philippe de Canye – uzyskali za pośrednictwem tych renegatów wszystkie
chrześcijańskie przewagi”. Wszystkie to chyba przesada. Albowiem ledwie Turcy
przyswoili sobie jedną z nich, dostrzegali już nową, której im brakowało.
Dziwne były to wyścigi i dziwna była
to wojna toczona za pomocą drobnych i wielkich sposobów. Raz chciano pozyskać
lekarza, kiedy indziej bombardiera z uczonych szkół artylerii, kiedy indziej
znów kartografa czy malarza. Czy dla odmiany cenne towary: proch lub drewno
cisowe do wyrobu łuków. W 1570 roku oskarżono Raguzę – i to, o ironio, w
Wenecji – o dostarczenie Turkom prochu, wioseł, a na dodatek pewnego
żydowskiego chirurga. A to przecież Raguza często poszukiwała włoskich lekarzy.
Pod koniec stulecia głównymi towarami, jakimi handlowała Anglia na Wschodzie,
były ołów, cyna i miedź.
Również artyleria odlewana w
Norymberdze była prawdopodobnie dostarczana Turcji. Konstantynopol zaopatrywał
się także w strefach przygranicznych za pośrednictwem Raguzy lub miast
saksońskich w Siedmiogrodzie i w ten sposób uzyskiwał broń, ludzi czy – jak
wynika z listu pewnego wołoskiego księcia do mieszkańców Kronsztadtu (obecnie
Braszów) – lekarzy i środki farmaceutyczne. Państwa Afryki Północnej, oddają mu
podobne usługi mimo ich ubóstwa i prawdziwego „barbarzyństwa”. Znajdowały się
one wówczas, rzecz zadziwiająca, u szczytu postępu – oczywiście w świecie
muzułmańskim – postępu w sensie zachodnim, albowiem wskutek branek, wskutek
usytuowania tych państw w kierunku Ponantu, a wkrótce wskutek powiązań z
Holendrami, pierwsze dowiadywały się o nowościach technicznych. Dysponowały
robotnikami dzięki wielkiej liczbie jeńców porywanych każdego lata przez
korsarzy z Algieru oraz miały Andaluzyjczyków – zdolnych rzemieślników, których
część umiała wyrabiać muszkiety, a wszyscy potrafili się nimi posługiwać. Czy
to przypadek, że reorganizacja armady tureckiej po 1571 roku i wyekwipowanie
jej na sposób zachodni (rusznice zastąpiły łuki, a artyleria na pokładach galer
została poważnie wzmocniona) były dziełem Neapolitańczyka, Auldż Alego,
renegata wyuczonego w szkole korsarzy algierskich?
Przemysł często znajdował się w
rękach imigrantów, chrześcijańskich jeńców, którzy w Konstantynopolu i innych
miastach zostawali mistrzami i wyrabiali luksusowe tkaniny. Byli to najczęściej
rzemieślnicy żydowscy i oni to stworzyli przemysł włókienniczy w
Konstantynopolu i nie tylko.
Zapożyczenia kulturowe nie zawsze
łatwo się przyjmowały. W 1548 roku w trakcie kampanii przeciwko Persji Turcy
próbowali zmienić uzbrojenie sipahi i
wyposażyć ich w pistolety. Próba ta okazała się śmieszna i sipahi, pod Lepanto i później, pozostali uzbrojeni w łuki i
strzały. Już choćby ten przykład ukazuje trudności, jakie napotykały kraje
tureckie pragnąc naśladować swoich przeciwników. Turcy mimo dyscypliny,
fanatyzmu i wysokiej jakości swej jazdy oraz wyposażenia nie byliby w stanie
skutecznie walczyć z Zachodem, gdyby nie różnice, kłótnie i zdrady, osłabiające
ich przeciwników.
Elementy zapożyczane nie wystarczyły
do utrzymania świata tureckiego na powierzchni: od XVI wieku groziło mu
zatonięcie. Jak dotąd wojna ogromnie pomagała w zdobywaniu niezbędnych dóbr w
postaci ludzi, technik czy wytworów tych technik, w wyrywaniu temu żywicielowi,
jakim był świat chrześcijański, kęsów na ziemi, na morzu, bądź wzdłuż strefy
rosyjsko-polsko-węgierskiej. W Arsenale w Konstantynopolu Gassot widział
nagromadzenie artylerii zebranej raczej w zwycięskich wojnach niż dzięki
zręcznym zakupom czy produkcji miejscowej. Oto jednak począwszy od roku 1574
roku wojna prowadzi do impasu, a w 1606 roku na polach bitewnych Węgier powstała
sytuacja równowagi, której już nie udało
się Turkom naruszyć. Wtedy właśnie dała o sobie znać niższość, która z czasem
miała stale się pogłębiać.
Co prawda w pierwszych latach XVII
wieku obfitujących na nowo w projekty krucjat wielu chrześcijan mylnie oceniało
przyszłość krajów osmańskich. Jednakże to prawdopodobnie skłócenie Europy i
początek wojny trzydziestoletniej stwarzały złudzenie potęgi osmańskiej i
uratowały rozległe imperium.
Kruszce nigdy nie odgrywały tak wielkiej roli jak w wieku
XVI. Współcześni bez wahania przyznawali im pierwszorzędne znaczenie, a
eksperci XVII-wieczni jeszcze bardziej podkreślali ich rolę. Jeden z nich
twierdził, iż są „treścią życia ludu”, inny, że „żyjemy nie tyle z handlu
towarami, co z handlu złotem i srebrem”. Pewien Wenecjanin oświadczył, że żółty
i biały kruszec „jest motorem każdego rządu, nadaje mu puls, ruch ducha, jest
jego istotą i życiem samym ... Nie ma dlań rzeczy niemożliwych, jest bowiem
panem wszystkiego: dzięki niemu wszystko jest osiągalne; gdy go braknie –
wszystko traci blask i życie”.
Jak wyglądała cyrkulacja kruszców w
ówczesnym świecie? Metale szlachetne pochodzące czy to z kopalni srebra w
Starej Serbii, w Alpach, na Sardynii, z płuczkarni sudańskich i etiposkich,
nawet z Sofali, czy też z kopalni srebra w Shwaz z dolinie Innu, z Neusohl na
Węgrzech czy wreszcie z kopalni Nowego Świata w pierwszych latach XVI stulecia
– wszystkie te metale, gdy tylko dotarły do Morza Śródziemnego, wędrowały dalej
na Wschód.
W wiekach XVI i XVII na rozległych
obszarach Azji, skąd sprowadzano pieprz, leki i jedwab, krążyły cenne monety
złote, a zwłaszcza srebrne, bite w Wenecji, Genui lub Florencji, a później
słynne hiszpańskie monety srebrne – „ósemki”. Tą drogą pieniądze wychodziły w
kierunku wschodnim z obiegu śródziemnomorskiego, gdzie z takim trudem je
wprowadzano. Ludzie z Zachodu zaopatrywali się na Wschodzie w cenne towary, a
przede wszystkim w pieprz, za którym, zdaniem pewnego Wenecjanina „wędrują
wszystkie inne korzenie”, a również dlatego, że w XVI wieku, tak jak i przedtem
siła nabywcza kruszców jest na Wschodzie większa niż w krajach
chrześcijańskich.
Sytuacja była bardzo wyjątkowa.
Skrypty dłużne, będące w obiegu we wszystkich krajach chrześcijańskich, do
krajów islamu trafiały tak rzadko, iż można powiedzieć, że właściwie w ogóle
ich tam nie było. Kupiec chrześcijański mając stale kłopoty z płatnościami,
musiał na Wschodzie zaciągać lichwiarskie pożyczki na 40, a nawet więcej
procent. Dokumenty raguzańskie z 1573 roku potwierdzają, iż na taki właśnie procent
pożyczali Żydzi portugalscy w Egipcie. W Syrii w 1596 roku kupcy weneccy
zakupywali towary za każdą cenę i w rezultacie zaciągnęli u „Turków” 30 i
40-procentowe pożyczki. Wynikły stąd bankructwa na hańbę całego narodu.
Ze Wschodu sprowadzano
pieprz i artykuły korzenne. W pierwszych latach XVI wieku wyłączność na handel
tymi artykułami posiadała Portugalia; szybko opanowała ona rynki europejskie. W
połowie tego stulecia pomyślny rozwój handlu portugalskiego został zahamowany i
przewagę osiągnęła Wenecja. Był to handel śródziemnomorski, wiążący się z
mniejszym ryzykiem, ponieważ towary przechodziły przez ręce licznych
pośredników i transportowano je na szlakach krótszych i znanych od wieków. Dla
Wenecjan jedynym ryzykiem była podróż do Egiptu, ryzykiem opłacanym ze względu
na ogromne zyski wynikające z różnicy cen pomiędzy Wschodem a Zachodem.
„Zyskują oni sto procent, a nawet więcej, na towarach, które tutaj są bardzo
tanie” – pisał w 1512 roku Thenaud. Nawet jeśli brakowało pieprzu, można było
handlować cennymi korzeniami, lekami oraz innymi produktami Wschodu. Kupcy
orientalni potrzebowali kruszców: egipskiego złota i srebra z Zachodu.
Największa część handlu pieprzem
skupiała się na Morzu Śródziemnym. Handel lewantyński prosperuje, ożywiają go
liczne karawany: jedne wędrują z Zatoki Perskiej, inne znad Morza Czerwonego. A
na końcu tych szlaków, nad Morzem Śródziemnym żyją z handlu dwa podwójne
miasta: z jednej strony Aleppo i ruchliwy port Trypolis, z drugiej Kair i jego
port Aleksandria. Kupcy weneccy docierali w głąb lądu, z Aleksandrii aż do
Kairu i Damaszku; aż do Aleppo. Przyczyną wędrówek kupców weneckich była chęć
pozbycia się pośredników, handlarzy żydowskich z Kairu, przebogatych
konkurentów, którzy, gdyby im na to pozwolono, nie zadowoliliby się pozycją
niezaprzeczalnych władców handlu w wielkich miastach leżących na szlaku
karawan, lecz przejęliby w swe ręce również handel morski z chrześcijaństwem.
Kupcy europejscy zmuszeni byli zresztą z nimi współpracować. Niezależnie od
problemów organizacji lokalnej przybycie kupców weneckich zarówno do Kairu, jak
i do Aleppo, oznaczało rozkwit rynków wewnętrznych, wzrost znaczenia
kapitalistów, rozwój połączeń komunikacyjnych karawan, a ponadto ułatwiało
działalność kupców arabskich w Indiach i Indonezji.
Przez Morze Czerwone przepływało do
Europy około 30 000 – 40 000 kwintali korzeni i pieprzu; towary te dochodziły
do Morza Śródziemnego w ogromnych ilościach. Warte one były „miliony złota” jak
mówiono w tamtym okresie. A wraz z pieprzem i korzeniami dostarczano leki i
inne artykuły apteczne (np.: opium), balsamy z driakwi, glinkę, jedwab,
pachnidła, kosmetyki, owe „pierres de besouard”, czy jelenie łzy, o których
mówi Belon, drogie kamienie, perły. Był to handel artykułami luksusowymi i
zbytkownymi –czyż jednak właśnie zbytek nie jest tym, co człowiekowi „wydaje
się najbardziej niezbędne”? Korzenie będą odgrywały pierwszorzędną rolę w
handlu światowym XVII wieku, a nawet i w wieku XVIII.
Wielkie okręty załadowane pieniędzmi
bądź łatwo wymiennymi towarami pospieszają do Aleksandrii i Syrii. W styczniu
1552 roku do Trypolisu przybywają trzy weneckie nawy mające na pokładzie 25 000
doblas i ponad 100 000 skudów. Możemy
się domyślać co jeszcze transportowały okręty, zmierzające na Wschód, znając
ładunek „Crose”, weneckiego żaglowca o nośności 540 ton, który w 1561 roku
odpłynął w kierunku Wschodu wioząc surową albo kutą miedź, sukno, wełnę,
jedwab, karizeje, nakrycia głowy, koral, bursztyn, zabawki, papier i gotówkę.
Powrócił załadowany pieprzem i różnego pochodzenia imbirem, cynamonem, gałką
muszkatołową, goździkami, kadzidłami, gumą arabską, cukrem, drewnem sandałowym
i tysiącem innych towarów.
Niejaki John Eldred w 1583 roku
opisuje Trypolis jako port najbardziej uczęszczany przez kupców
chrześcijańskich i Aleppo jako bardzo ludne miasto. Mówi o ogromnym ruchu
między Bagdadem a Aleppo. Do Basry, gdzie notuje obecność dwudziestu pięciu
wspaniałych galer tureckich, każdego miesiąca przybywa z Ormuzu wiele okrętów o
nośności 40-60 ton, „obładowanych towarami z Indii, korzeniami, lekami,
indygiem, tkaninami z Kalikatu”. Bliższych szczegółów nie podaje, ale latem
1584 roku, kiedy powracał z Aleppo, uczestniczył w karawanie składającej się z
4000 wielbłądów „obładowanych korzeniami i innymi cennymi towarami”. Również w
Aleksandrii, około roku 1584, można było zaopatrzyć się w all sorts of spices.
Według innej informacji z roku 1587,
okręty wyruszały co roku z Sumatry do Mekki. Dowiadujemy się również, że około
1586 roku cło w Mekce przynosiło 150 000 dukatów (połowa dla sułtana, połowa dla szarifa miasta) oraz że każdego
roku przybywało tam czterdzieści do pięćdziesięciu wielkich statków
załadowanych korzeniami.
W latach 1580-1600 na Bliskim
Wschodzie handlowało się korzeniami aż do momentu, kiedy Ocean Indyjski został
całkowicie zagarnięty przez Holendrów. Holendrzy wkroczyli na ocean po raz
pierwszy w 1596 roku; w 1625 byli już jego władcami i odtąd skupiają wysiłki na
zdobywaniu Ameryki. W tym mniej więcej czasie handel lewnatyński przyniósł
starty i nastąpiło jego załamanie.
Pieprz i korzenie to towary
luksusowe; handlowali nimi wielcy kupcy XVI wieku: rodziny Affaitatich,
Ximensów, Malvendów, Fuggerów. Takie znakomitości nie zajmowały się handlem
zbożem, niemniej był to handel o ogromnym znaczeniu.
I ten produkt był dostarczany ze
Wschodu, gdzie było mniejsze zaludnienie, więcej zboża na eksport i na ogół
niższe ceny. Wschód dysponował trzema dużymi spichlerzami – były to: Egipt,
równiny Tesalii, Macedonii, Tracji i Bułgarii oraz nizina rumuńska, która bardzo
wcześnie została wyłączona z obiegu śródziemnomorskiego: wielkie brzuszysko
Konstantynopola zmonopolizowało ją dla siebie. Pozostały rynki greckie i
bułgarskie oraz spiżarnia Egiptu. W 1554 roku konsul Lorenzo Tiepolo szacował,
że Wielki Władca sprowadził stamtąd 600 000 riebe
pszenicy, jęczmienia i bobu. Te 600 000 riebe
odpowiadało 720 000 kwintalom. To ilość ogromna, większa od tego co mogła
dostarczyć Sycylia, będąca w owym czasie największym dostawcą zboża. Większa
część transportu przeznaczona jest dla Konstantynopola, reszta pozostała na
miejscu dla Tureckich żołnierzy i wysyłana została do Mekki. Pszenica sułtana
to nie zawsze cała pszenica Egiptu; liczby podane przez Tiepolo (łącznie z
kosztami poniesionymi przez sułtana i wynoszącymi 1 200 000 dukatów) są jedynie
ogólną wskazówką. W rzeczywistości, jak Tiepolo sam dodaje, wszystko zależy od
stanu wód Nilu, od epidemii i od koniunktury cen.
Zresztą z Aleksandrii, tak jak z
Wolos, Salonik, Valony, Prevezy czy Santa Maura, zboże tureckie wypływa na
Zachód legalnie, za zgodą Wielkiego Władcy. Mówi nam o tym większość dokumentów
raguzańskich czy weneckich. A w Konstantynopolu odbijają się echem zamówienia
zachodnie: w 1528 roku toskańskie; w 1563 roku genueńskie; w 1580 roku
odrzucono wszystkie prośby, nawet francuskie, ale aktywny czarny rynek nadal
wysyłał na zachód tureckie zboże, nawet w okresie prohibicji. Ośrodkiem
czarnego rynku było Morze Egejskie, gdzie znajdowano przede wszystkim pszenicę
z kontrabandy, dostarczaną ze stałego lądu. Jednakże handel zbożem na Morzu
Egejskim był zawsze zależny od przypadku, od kaprysu sandżaków, bądź od
pojawienia się galer tureckich, które wymiatały zboże ze wszystkich portów.
Nominacje „urzędników” tureckich na Morzu Egejskim miały więc ogromne znaczenie
dla Wenecji.
Szczególnie korzystnym okresem dla
zboża tureckiego były lata 1548-1564, kiedy to trwał kryzys włoskiego
rolnictwa. Półwysep przez wiele lat był dotknięty nieurodzajem, panował
dotkliwy głód, wzrosły ceny. Jednak Italia łatwo zaradziła trudnościom: kilka
przesyłek pieniężnych i wielkie statki zbożowe, włoskie lub raguzańskie,
zawijały po ładunki do portów lewantyńskich, docierały na rynek turecki.
Dostawy były tak wielkie, iż wkrótce
nośność statków zwiększona została do około 600 ton lub więcej. Pośród tych
wielkich okrętów bardzo często odnajdujemy tureckie nawy specjalnie
przystosowane do długich podróży ze Stambułu do Aleksandrii. W 1551 roku wielcy
dygnitarze tureccy, właściciele ziemscy posiadający zboże i chciwi gotówki,
rozwinęli ożywioną działalność. Turcja, szczególnie początkowo, nie wiedziała
co robić z nadwyżkami i oferowała je wszystkim. „Im bardziej powściągliwi są
nasi kupcy – pisał rezydent wenecki w Konstantynopolu 4 września 1551 roku –
tym korzystniejsze proponuje im się warunki, panowie i lud bowiem mają bardzo
dużo zboża, a z powodu wojny z cesarzem nie ma innych nabywców niż Wenecjanie i
Raguzańczycy”.
Jak wynika z powyższego opisu kontakty Islamu z Zachodem w
wieku XVI, pomimo ogromnych jak na owe czasy odległości oraz różnicy kultur,
były obustronne a zarazem rozległe. Zachód potrzebował korzeni sprowadzanych za
pośrednictwem Turcji; tak jak i Turcja istniała dzięki wiedzy Europejczyków.
Był to układ wzajemnych powiązań i zależności, który jednak w niezbyt odległej
przyszłości miał ulec zachwianiu.
SPIS
LITERATURY:
1.
Braudel Fernard: Morze
Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II, Wydawnictwo Morskie
– Gdańsk, 1977.
2.
Hourani Albert: Historia
Arabów, Wydawnictwo Marabut – Gdańsk, 1995.
3.
Lewis Bernard: Arabowie
w historii, Państwowy Instytut Wydawniczy – Warszawa, 1995.
Błękitny Meczet
Błękitny Meczet
Błękitny Meczet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz