Pokazywanie postów oznaczonych etykietą INDIE. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą INDIE. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 października 2008

PRZEMYŚLENIA PANA HENIA


W Agrze lenistwo nas ogarnęło. Po dwóch tygodniach intensywnych wojaży zrobiliśmy sobie dzień odpoczynku i nie robiliśmy nic. Na drugi dzień tylko ikonka Indii - Taj Mahal. dziś jesteśmy w Khajuraho, właśnie zaliczyliśmy następny żelazny punkt w tym kraju - kompleks bajecznie rzeźbionych świątyń, znanych szerzej zapewne dlatego, że niewielki procent tych rzeźb ukazuje jak panie i panowie uprawiają miłość. Nie tylko panie i panowie, jest tu i obrazek pokazujący, że i koń może być najlepszym przyjacielem mężczyzny.

Dziś jeszcze jedziemy do Orchy. Część indyjska naszej podróży dobiega końca, wkrótce udamy się do Nepalu.

czwartek, 2 października 2008

Z RAJASTHANU PO RAZ DRUGI


Żyjemy w wielkim pędzie. Przez ostatnich kilka dni nie mogliśmy nigdzie zagrzać miejsca na, tyle, aby z internetu skorzystać. Drugiego dnia w Udajpurze oglądaliśmy miasto i jego pałace od strony wody. Kiedy zakończyliśmy nasz krótki rejs natknęliśmy się na początek uroczystości weselnych Europejki i Hindusa, a sądząc po rozmachu z jakim wesele było zorganizowane to nie był to biedny Hindus. Zaczęło się wszystko od przejażdżki słoniem, za którym podążał korowód złożony z orkiestry i gości weselnych. Wszyscy udali się na wyspę, na której przygotowany był bankiet (byliśmy na wysepce pół godziny wcześniej, kiedy trwały próby dźwięku).

sobota, 27 września 2008

RAJASTHAN


Goa to przeszłość. Wczoraj byliśmy w Delhi, tu A. doznała kolejnego szoku - kiedy ujrzała wieczorową porą Main Bazaar. Ta ulica to mekka wszystkich plecakowców, tu znajdują się dziesiątki, a może i setki tanich hotelików. Poruszanie się tą uliczką w ciągu dnia to sport survivalowy, nawet jej przekroczenie (zaledwie kilka metrów szerokości) to nie lada wyczyn. Poruszają się tu rowery i motorowery, riksze i motoriksze, krowy i byki, samochody i bryczki, ponadto ogromne tłumy tutersów i przyjezdnych.

W Delhi widzielismy Red Fort i Jama Masjid (największy meczet w Indiach). Był to piątek, tuż po zakończeniu modłów, wciąż mnóstwo ludzi wewnątrz i my. Mam nadzieję na kilka interesujących fotek.

czwartek, 25 września 2008

GOA RAZ JESZCZE


Namaskaar,
Kierowca pre-paid taxi w Mumbaiu zgrywał niemowę. Kiedy pytał na lotnisku o wskazówki, jak dojechać do wylosowanego przez nas hotelu, gdy zadzwoniła jego komórka, wciąż słyszeliśmy tylko pohukiwania. A. pożałowała nawet biedaka i zasugerowała tipa. Biedak przemówił, gdy dojeżdżaliśmy do hotelu, przemówił zupełnie dobrą angielszczyzną - poprosił o napiwek. Wituś-sprytuś.

Klasa 2AC pociągów indyjskich jest ok. Obsługa rozdaje prześcieradła, koce, poduszki, ręczniki i koce. Zbiera zamówienia na śniadanie. Pasażerowie to indyjska klasa średnia. Bardzo się to różni od prostego slippersa.

wtorek, 23 września 2008

GOA, PALOLEM


Jesteśmy na rajskiej plaży w Palolem. W prowincji Goa jest najtańsze piwo w całych Indiach. Odżywiamy się owocami moża, ewentualnie warzywami; Indie to raj dla wegetarian, o  mięsie można zapomnieć na czas podróży.

Nie jest to moja pierwsza wizyta w Indiach, dlatego też przyjmuję ze spokojem, to co mnie otacza, ale po A. widzę że pierwszy kontakt z Indiami jest szokujący. Po 10 godzinach lotu z Paryżewa (gry i filmy wideo plus niesmaczne jedzenie) dotarliśmy do Mumbaju. Była północ. Taksówką podróżowaliśmy do hotelu. Nieład to eufemizm w stosunku do tego co zobaczyliśmy po drodze do hotelu.

środa, 10 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (12)


08.10.
Pobudka o 6 rano. Za śniadanie służy nam suchy chleb, suchy ser i woda; dość skromnie. Ruszamy. Idziemy z garbami w których mamy potrzebne ubrania, śpiwory, alumaty, żywność i po cztery litry wody na głowę. Początkowo idziemy dość swobodnie, mamy przez chwilkę problemy z wkroczeniem na szlak. Wkrótce dostrzegamy kopczyki usypane z kamieni, które jak się nam wydaje mają jakieś znaczenie. Niedługo trwało nim zorientowaliśmy się, że są to oznaczenia szlaku, których wedle słów hinduskich znawców gór być nie powinno. Za ich pomocą bez większych problemów odnajdujemy drogę. Każdy z nas utrzymuje własne tempo, prowadzę ja, w nieznacznej odległości za mną porusza się Tomek, pochód zamyka Darek. Słońce rozświetla stok, jest cudownie. Otoczenie sprawia że gdyby nie zmęczenie, które zaczyna nam doskwierać można by śpiewać hymny wychwalające urodę świata.

niedziela, 7 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (11)


06.10.
Dzień spędzamy w spacerując po miasteczku będącym siedzibą Dalajlamy i Rządu Tybetańskiego na Uchodźstwie. Odwiedziliśmy kompleks Tsuglaghang, gdzie znajduje się rezydencja Dalajlamy, Namgyal Monastery (klasztor), księgarnia, kawiarnia oraz sama Tsuglaghang, czyli kaplica Centralna, będąca dla rządu tybetańskiego odpowiednikiem Świątyni Jokhang w Lhasa. Kompleks jest skromny, urodą swą nie zniewala; jest to bardzo współczesny zespół budynków. Wraz z nami kompleks zwiedzała grupa młodych hindusek, dla których stanowiliśmy nie lada atrakcję – bardzo często fotografowały się z nami.

Miasteczko McLeod Gani przyciąga bardzo barwną i niemałą gromadę turystów. Niczym niezwykłym są dzieci-kwiaty, żywcem przeniesieni z ameryki lat sześćdziesiątych do dzisiejszych Indii. Na każdej ulicy można zakupić wszelkie atrybuty niezbędne do palenia trawki, jak i sam „materiał”.

piątek, 5 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (10)


04.10.
Tego dnia włóczyliśmy się po stolicy stanu Himaćal Pradeś. Miasteczko, jak wspomniałem wyjątkowo czyste, my nie zamierzaliśmy wyściubiać nosa poza granice miasta, dlatego też tego dnia zadawaliśmy szyku w koszulkach przyozdobionych polskim godłem.

Obejrzeliśmy muzeum stanowe, rezydencję brytyjskiego wicekróla Lorda Dufferina, kościół Jezusowy i świątynię Dżakhu. Największe wrażenie robi Viceregal Lodge, czyli siedziba wicekróla. Budowla znajduje się kilka kilometrów od centrum miasteczka. Każda cegła składająca się na tę sześciopiętrową budowlę została tu dostarczona na grzbietach mułów, jako że podczas budowy nie istniało jeszcze połączenie kolejowe. Obecnie w tej niezwykłej budowli znajduje się uniwersytet.

środa, 3 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (9)


02.10.
Rankiem kupujemy bilety do Ambali (podróż do Śimli wymaga dwóch przesiadek). Bilety wzbudziły nasze podejrzenia, nie bardzo orientowaliśmy się, które łóżka są nam przypisane. Raz jeszcze pytamy kolesia w okienku o nasze miejsca – interwencja się przydała, zapisał numer wagonu i jeszcze jeden numerek. Z problemami odnaleźliśmy wagon, nie miały one oznakowań zrozumiałych dla Europejczyka.

W wagonie rozpoczęła się heca. Nie potrafiliśmy odnaleźć naszych miejsc. Okazało się, że bilet należy przed wyjazdem potwierdzić, my zrobiliśmy to późno, w efekcie czego mamy tylko jedno łóżko na trzech. Dziki tłum hindusów miał sporo radości, kiedy trzech białych „sahibów” piekliło się próbując wyjaśnić sytuację. Nic to. Jedziemy na jednym łóżku. Szczęśliwie przed wyjazdem zakupiliśmy flaszkę whisky „8 P.M.”, jej zawartość łagodzi nasz ból i pozwala przetrwać najgorsze chwile. Około północy zwalniają się miejsca i możemy przespać resztę nocy w miarę komfortowo.

poniedziałek, 1 października 2001

INDIE, NEPAL 2001 (8)


30.09.
Pierwsze co robimy to wizytujemy biuro KLM-u. Mimo niedzieli jest otwarte. Bez problemu załatwiamy kwestię biletów. Dodano nam wewnętrzny przelot Delhi-Mumbaj, data powrotu nie zmieniła się.

Odbieramy zamówione przed wyjazdem do Chitwan khukri, czyli noże Gurków. Staję się właścicielem dwóch niemałych noży; jeden z nich to model aktualnie używanych przez tutejszych policjantów.

Zabieramy Darka, który wydobrzał do pobliskiego Patanu. Zwiedzamy i dokonujemy zakupów. Są to nasze ostatnie godziny w Nepalu, ewentualny treking urządzimy w Indiach, nie dbamy więc o wagę plecaków, dlatego też kupujemy przedmioty, które przypominać nam będą ten niezwykły kraj. Nabywam thangkę, czyli tradycyjne buddyjskie malowidło o treści religijnej, bardzo kunsztownie zdobione, topi czyli tradycyjne męskie nakrycie głowy, maskę, fantastycznie kolorowe koszulki oraz kurtkę z wełny jaka. W efekcie zakupów plecak zwiększa znacznie swoją objętość.

niedziela, 23 września 2001

INDIE, NEPAL 2001 (4)


22.09.
Rankiem okazało się, że warunki przyjazdu jak na Indie komfortowe; jadą wyłącznie turyści, jest ich mniej aniżeli miejsc, można więc rozłożyć się na dwóch siedzeniach. Drogi w Indiach są fatalne, może trudno w to uwierzyć, ale gorsze aniżeli u nas. Dwa autobusy mijają się z trudem. Należy jeszcze dodać ogromne ilości rowerzystów, motocyklistów, rikszarzy, motorikszarzy i ... krów. Klakson to rzecz absolutnie niezbędna, używany jest on przy każdym manewrze wyprzedzania, czy też skrętu. Tego dnia jechaliśmy 9 godzin, jestem przekonany że przez więcej aniżeli połowę tego czasu dźwięk klaksonu umilał nam podróż. W przewodniku przeczytałem, że na drogach w Indiach w ciągu roku ginie 70 tys. ludzi; w USA „tylko” 43 tys. mimo faktu, że zarejestrowanych jest tam 20 razy więcej pojazdów. Po tym co ujrzały moje piękne oczy jestem w stanie w to uwierzyć.

piątek, 21 września 2001

INDIE, NEPAL 2001 (3)


21.09.
Rankiem dojeżdżamy do Waranasi. Po opuszczeniu dworca, nie zważając na nawoływania taksówkarzy, rikszarzy, przewodników, masażystów, fryzjerów, dealerów marihuany, kobiet w ciąży i debili, ruszamy w poszukiwaniu hoteliku „Relax” w którym rok wcześniej zatrzymali się moi koledzy. Trafiliśmy bez pudła, poprosiliśmy o schłodzenie piwa (Tyskie – piwo z polska), wzięliśmy prysznic, zakolegowaliśmy się ze współlokatorami bądź, współlokatorkami (to dwie jaszczurki, których płci nie zdołaliśmy ustalić) i ruszyliśmy w miasto.

środa, 19 września 2001

INDIE, NEPAL 2001 (2)


19.09
Chłonę Indie. Cały dzień włóczymy się po Bombaju. Zaczęliśmy wcześnie rano, po kilku godzinach snu. Opuściliśmy hotel „Four seasons” pozostawiając na przechowanie plecaki i zastrzegając sobie możliwość późniejszego skorzystania z internetu (pół godziny wliczone w cenę pokoju). Zamierzaliśmy przespacerować się na dworzec kolejowy Wiktoria; niestety plan, który posiadaliśmy nie obejmował naszego hoteliku i okolicy, nie potrafiliśmy się odnaleźć. Po godzinie błądzenia uliczkami Bombaju zdecydowaliśmy się na taksówkę. Wystarczyło wyściubić nos poza hotel, aby doznać okropnej indyjskiej biedy. Trudno Europejczykowi uwierzyć w jakich warunkach mogą egzystować ludzie. Przy ulicach ciągną się siedliska stworzone z folii i kartonów, służące za domostwa. Szczególnie dużo tych prowizorycznych budowli znajduje się z wzdłuż przydrożnych kanałów. 

wtorek, 18 września 2001

INDIE, NEPAL 2001 (1)


Pierwsza podróż podczas, której wysyłałem emaile! Kilka poprzednich podróży na Biski Wschód (Turcja, Syria, Jordania i Egipt) to epoka przed-cyfrowa i przed-internetowa. Pierwszy raz w Indiach i Nepalu! To było niezwykłe doświadczenie. Moje zmysły były nieustannie bombardowane odmiennymi bodźcami. Mam nadzieję, że entuzjazm i radość z tej podróży są wyczuwalne w emailach. Ja, po wielu latach, wciąż czytam je z uśmiechem na ustach (choć dziś brzmiałyby one zupełnie inaczej).

Pierwszy raz w Indiach to było niczym całowanie nieba. Indie to czysty przypadek. Mieliśmy inne zamiary, pokrzyżowane przez Bin Ladena (September 11). Wylot był opóźniony i nastąpił kilka zaledwie dni po ataku na Nowy Jork.

Zdjecia noszą ślady czasu - prezentują się, co tu dużo gadać, marnie. Są to zeskanowane slajdy i wygląda na to, że ówczesny skaner w fotolabie był kiepski, albo technik nie przyłożył się do pracy. Poniżej relacja z roku 2001.