czwartek, 2 października 2008

Z RAJASTHANU PO RAZ DRUGI


Żyjemy w wielkim pędzie. Przez ostatnich kilka dni nie mogliśmy nigdzie zagrzać miejsca na, tyle, aby z internetu skorzystać. Drugiego dnia w Udajpurze oglądaliśmy miasto i jego pałace od strony wody. Kiedy zakończyliśmy nasz krótki rejs natknęliśmy się na początek uroczystości weselnych Europejki i Hindusa, a sądząc po rozmachu z jakim wesele było zorganizowane to nie był to biedny Hindus. Zaczęło się wszystko od przejażdżki słoniem, za którym podążał korowód złożony z orkiestry i gości weselnych. Wszyscy udali się na wyspę, na której przygotowany był bankiet (byliśmy na wysepce pół godziny wcześniej, kiedy trwały próby dźwięku).


Z Udaipuru udaliśmy się do Jodhpur. Podróżowaliśmy autobusem klasy sleeper. Zapewne niewielu z Was wie jak podróżuje się autobusem sypialnym, bo w Europie taki wynalazek jest nieznany. Otóż przestrzeń ponad głowami pasażerów odcięto stalową półką i stworzono powyżej kojce, czy też klatki o wymiarach 1.5m x 1m x 0.9m. trafiliśmy do takiej klatki we dwoje plus nasze "garby". Ach, cóż to była za podróż... O spaniu nie było mowy, przez siedem, czy osiem godzin staraliśmy się przeżyć.

Najważniejszą budowlą w Jodhpur jest fort. Budowla jest niesamowita, zdecydowanie warta polecenia. Póki co to najciekawszy fort jaki widziałem w Indiach. Nazwa fort sugerowałaby ciężką i toporną konstrukcję. Nic bardziej mylnego! To bardzo wyszukana i wysmakowana budowla, która przy okazji mogła chronić przed atakiem.

Tego samego dnia wieczorem udaliśmy się do Jaisalmer. Tam turyści zapędzają się tylko po to, aby udać się na pustynne safari. I my wielbłądziliśmy po pustyni. Po dwóch-trzech godzinach jazdy wielbłądem, zsiadamy z człapaków w środku niczego, nagle pojawia się koleś i mówi: "Sir..!! beer!! 150 rupees!!! good price" i wyciąga flaszkę kingfishera. Dwa euro za chwilę ochłody to nie był rozbój i skorzystałem z propozycji. Temperatura tego dnia przekraczała 40 stopni! Jazda na garbusach sprawiała nam wiele przyjemności, było to zdecydowanie łatwiejsze aniżeli przejażdżka po marokańskiej Saharze, ponieważ wielbłądy były w wersji sportowej - ze strzemionami. W przyszłym roku możemy spróbować swych sił w wyścigu na wielbłądach.

Następny etap naszej podróży to Jaipur. Właśnie wyszliśmy z Pałacu Miejskiego, wcześniej widzieliśmy Pałac Wiatrów (wielbłądy na pustyni kreowaly lepsze wiatry aniżeli pałac, który właśnie jest w trakcie remontu, obłożony bambusowym rusztowaniem) i obserwatorium astronomiczne maharadży. Aktualnie mam przed sobą komputer, na który musiała spaść pakistańska bomba, bo ledwie się kupy trzyma. Prędkość łącza delikatnie mówiąc nie oszałamia.

Jeszcze dziś gnamy do Agry. Szczęście nam chyba sprzyja. Dzień po naszym wyjeździe z Delhi wybuchła w stolicy bomba. Dzień po opuszczeniu Jodhupr, rozpoczęły się tam uroczystości religijne, pojawiła się pogłoska o ukrytej bombie, wybuchła panika, w wyniku, której 140 osób straciło życie.

 Orcha
 Orcha
 Kathmandu
 Patan

 Patan



Patan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz