niedziela, 12 lipca 2015

OGIEŃ W VILLAGGIO


Wizytę w Villaggio polecają sami Katarczycy; jest to relatywnie nowe (otwarte w 2006) centrum handlowe, mieszczące ponad 200 sklepów, w tym tych najbardziej ekskluzywnych. Spaceruje się szerokimi alejami w otoczeniu a la włoskich kamienic, pod słonecznym stropem-niebem tekturowej Italii. Można tam się przepłynąć gondolą, znajduje się tam też jedyne w Katarze pełnowymiarowe lodowisko. Według Wikipedii rozgrywane są tam mecze katarskiej ligi hokejowej (tak, tak Katar ma ligę hokeja na lodzie) oraz... hokejowy Puchar Pustyni.

28 maja 2012 około godziny 11 spacerowicze i zakupowicze usłyszeli bardzo delikatny, „prawie jak dzwonek do drzwi”, alarm przeciwpożarowy. Świadkowie podkreślali, że alarm był ledwie słyszalny, a obsługa początkowo była przekonana, że to fałszywy alarm, bo poprzedniego dnia też się włączył. Tym razem nie były to ćwiczenia, ani fałszywy alarm. Pożar wybuchł w sklepie Nike, rozprzestrzeniał się, aż w końcu dotarł do przedszkola „Szympans”.

Akcja ratunkowa była chaotyczna, ponoć dwie godziny zajęło ratownikom dotarcie do płonącej części centrum handlowego. Pomimo tragicznej sytuacji pierwsze rządowe sygnały były optymistyczne - twierdzono, że obyło się bez ofiar. Jak było naprawdę?

Dym uwięził w przedszkolu trzynaścioro dzieci i czworo pracowników opiekujących się dziećmi. Dzieci, nauczyciele oraz dwóch strażaków usiłujących ratować dzieci zginęli w pożarze.

Pożar w wymuskanym centrum handlowym, w kraju który mimo nikczemnych rozmiarów ma aspiracje mocarstwa regionalnego, pochłonął dziewiętnaście ofiar (19!!!), w tym trzynaścioro dzieci ekspatów (Nowa Zelandia, Hiszpania, Kanada, Republika Południowej Afryki, Stany Zjednoczone oraz Egipt); nauczyciele pochodzili z Filipin (trzy osoby) i Południowej Afryki, strażacy z Maroka i Iranu. Ofiar wśród Katarczyków brak! Należy tu wspomnieć, że tragedia w sposób szczególny dotknęła państwa Weekes z Nowej Zelandii, którzy stracili dwu-letnie trojaczki!!! Ze zdjęcia (http://www.dailymail.co.uk/news/article-2151203/Villagio-13-children-adults-dead-upmarket-Doha-shopping-mall-inferno.html) spoglądają trzy cherubinki – wszystkie mają kręcone, blond włosy.


Wydarzenia tego nie dało się zamieść pod dywan, ofiary pochodziły z różnych stron świata, więc światowe media informowały o tragedii w Katarze. Oficjele katarscy nie byli jednak szczególnie gadatliwi - ojciec trojaczków skarżył się, że nikt nie wykazał zainteresowania, ani nie kontaktował się z rodziną.

Trzy miesiące po pożarze centrum handlowe zostało ponownie otwarte. Rodzice których dzieci zginęły w pożarze podkreślali, że ani zarząd centrum handlowego, ani władze Kataru nie kontaktowały się z nimi, aby wyjaśnić decyzję. Centrum handlowe zostało otwarte jakby nigdy nic się nie stało. Spacerując tam wczoraj nie zauważyłem nic co miałoby upamiętniać tragedię i jej ofiary.

W czerwcu roku 2013 zapadł wyrok i ukarano winnych zaniedbań. Właściciele przedszkola „Szympans” Szejk Ali Bin Jasim Bin Al Thani oraz Iman Al Kuwari, córka katarskiego ministra kultury, zostali skazani na sześć lat więzienia i musieli wypłacić rodzinom ofiar rekompensatę za śmierć bliskich tzw. „blood money”. Zwracam uwagę, że to pierwszy skazany należy do rodziny trzymającej władzę (Al Thani), a sam pełnił wówczas funkcję ambasadora Kataru w Belgii.

Również sześć lat więzienia otrzymało dwóch innych skazanych – szef centrum handlowego oraz menadżer. Oni również zobowiązani zostali do wypłacenia „blood money”. Ostatnim skazanym został reprezentant katarskiego ministerstwa handlu, ten dostał wyrok o rok krótszy – pięć lat więzienia. „Blood money” równało się dwustu tysiącom riali za każdą ofiarę śmiertelną. Trzeba przyznać, że nie-katarczycy docenili fakt skazania prominentnych osób, a nie tylko „słupów”.

Na koniec wątku pożaru w Villagio dodam, że państwo Weekes z Nowej Zelandii nieco ponad rok po rodzinnej tragedii doczekali się małego pocieszenia, a właściwie pary małych pocieszeń - chłopca i dziewczynki urodzonych przez cesarskie cięcie w 36 tygodniu ciąży.

To nie koniec jednak pożarów w centrach handlowych Dohy. W lutym roku 2014 wybuchł zbiornik z gazem znajdujący się na dachu restauracji należącej do kompleksu innego tutejszego centrum handlowego Landmark. To zapoczątkowało pożar, w którym życie straciło dziewięć osób, a kolejnych trzydzieści dwie poniosło obrażenia.

Obie te tragedie mniej będą dziwić gdy wspomnę, że tutaj nawet siedziba obrony cywilnej/straży pożarnej paliła się. Ludzie gadają, że nie raz, nie dwa, a TRZY razy! Ostatni raz płomienie objęły budynek przy rondzie Obrony Cywilnej w 2014, już po przeniesieniu pracowników do nowiutkiego, supernowoczesnego obiektu. Miejmy nadzieję, że ten supernowoczesny obiekt ma lepsze zabezpieczenia przeciwpożarowe i systemy alarmowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz