Do niedawna nawoływanie muezina kojarzyło mi się z wakacjami. Brało się to stąd, że celem pierwszych wypadów z plecakiem były kraje, do których można było dotrzeć tanim sumptem, a oferujące inną rzeczywistość - Turcja, Syria, Jordania czy Egipt, czyli taki bliski islam. Moje nastawienie do muezina nieco zmieniło w Arabii Saudyjskiej, bo nijak nie mogę przyzwyczaić się do faktu, że w tym kraju wszystko staje w miejscu na czas modlitwy. Wychodzę z biura, bo chcę napełnić baczek samochodu, złożyć odciski palców u operatora telefonii komórkowej (taki obowiązek wprowadzili) czy załatwić inny drobiazg i popularne wśród Polaków warczące słowo wyrywa się z ust, gdy nagle ze wszystkich stron słyszę śpiew. Mogę wrócić do biurka, przez najbliższe 30-40 minut nic nie załatwię.
środa, 27 kwietnia 2016
środa, 6 kwietnia 2016
DROGA PRZEZ MĘKĘ (ŁĄCZĄCA BAHRAJN I ARABIĘ)
Ogromna większość ekspatów czy też westerners pracujących wraz ze mną mieszka w Bahrajnie. Bahrajn oferuje większą swobodę: kobiety prowadzą samochody, można pójść do kina, teatru czy na brunch w weekend. Życie towarzyskie się rozwija i może być nawilżane alkoholem; jest on dostępny, choć drogi, można go nawet zamówić przez internet z dostawą do domu. W ostatni weekend odbyło się Grand Prix Bahrajnu (wyścig Formuły 1). Kraj ten wygląda i funkcjonuje normalnie, każdy turysta powinien czuć się tu dobrze. Zakwaterowanie jest w Bahrajnie znacznie tańsze niż w Arabii. Nie muszę już mieszkać w małym, ciemnym, wywołującym depresję mieszkanku w ufortyfikowanym compoundzie, ale w słonecznym i przestronniejszym apartamencie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)