czwartek, 24 maja 2007

SAHARA


Był wszędzie. Na powiekach oczu, w nosie, uszach, zablokował mi klawiaturę telefonu, podejrzewam, że mój aparat już nie działa (najlepszy jest prosty, mojemu staremu nikonowi zapewne zaszkodziła wymiana slajdów podczas wiatru). Czasem miał konsystencję cieczy i spływał przede mną jak woda, innym razem ślizgałem się po nim jak po lodzie, bądź grzęzłem niemiłosiernie, zależnie w której części wydmy się znalazłem. Korpulentne żuczki, żuczki biegacze i inne jaszczurki tną wydmy esami floresami na segmenty tworząc rewelacyjne mozaiki.

Wielbłąd trzęsie okrutnie (szczególnie, gdy kroczy w dół wydmy) uda bolą gdy z niego schodzisz po paru godzinach jazdy, a dziś najbardziej boli mnie wstydliwa część ciała.


Rano budziliśmy się na Saharze, a wieczór spędzamy w dolinie Todra. Hotel za kilka euro położony jest w samej dolinie, z obu stron skały pną się na setki metrów w górę.

Na pustyni za grosze można było kupić amonity, belemnity i trylobity w rewelacyjnym stanie zachowania. W hotelu, w Merzoudze umywalka, podstawa i jakieś półeczki były amonitowo-belemnitowe (trylobitów na półkach nie było, bo padły nim te się pojawiły).

Jutro treking, potem żabi skok parę kilometrów dalej i kolejny treking, przynajmniej takie mamy plany. Dzieje się bardzo wiele.

Komputer i internet dotarł wszędzie, tylko ta kretyńska klawiatura...

 Sahara

 Sahara

 Sahara
 Sahara
 Todra Gorge

 Todra Gorge
 Dades Gorge
Dades Gorge

 Dades Gorge

 Dades Gorge

 Dades Gorge

Dades Gorge

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz