czwartek, 28 października 2010

TAI CHI I MAHJONG


Zmierzając do pracy wysiadamy na przystanku przy parku. Codziennie przysiadamy w parku na kilka minut, aby poobserwować ćwiczących ludzi. Jest tam kilka grup. Pierwsza, największa to dobrze zorganizowana grupa kobiet ćwiczących tai-chi. Grupa liczy 20-30 osób, dostrzegłem tam tylko jednego mężczyznę.

Wszyscy ubrani są w takie same koszulki (każdego dnia zakładają strój innego koloru). Niektóre z kobitek muszą mieć spore doświadczenie w tym sporcie, bo tai-chi w ich wykonaniu wygląda naprawdę dobrze.
Czasem jest tam osoba z mikrofonem przy ustach, która ćwicząc przemawia do towarzyszek, zapewne instruując w która stronę zwrot wykonać i którą kończynę podnieść.


Druga grupa preferuje aerobik. Kilka, czasem kilkanaście kobiet ćwiczących wspólnie aerobik. Muszą robić to już jakiś czas razem, bo nie ma prowodyra, a wszystkie wykonują ten sam układ choreograficzny i jest to spójne i zgrane w czasie.

Obie grupy maja swój własny podkład dźwiękowy do ćwiczeń.

Jest tez kilku stałych bywalców-indywidualistów. Ćwiczą sami i trudno zdefiniować to co robią. Po prostu ćwiczą. Jeden dziadek jest niesamowity, ma swój niepowtarzalny styl. Ni to kung-fu, ni to taj-chi. Taka-jego-gimnastyka. Dość nieskoordynowane ruchy, niby ciosy, podskoki. Jest w tym jednak konsekwentny i widzę go tam codziennie. Tylko zbliżający się tajfun wyludnia park.

Ludzie ćwiczący w parkach są dojrzali wiekiem, młodych nie dostrzegłem. Prawdopodobnie młodzi preferują i-phony, fast-foody i karaoke....

Jedząc ludzie brudzą na stole, nie baczą na rozlewaną herbatę czy rozrzucony makaron, ponadto jedzą głośno - siorbią i mlaszczą. Głośne jedzenie jest tu chyba społeczną normą, nawet ludzie z doktoratem tak robią. Gdy siadamy przy stole w restauracji, zaczynamy od umycia pałeczek, łyżek i szklaneczek w herbacie. Nie wiem czy to wyraz braku zaufania do higieny w restauracji, ale tak się po prostu robi.

Ja zwykle jem tak jak mnie nauczono w domu, czyli podaję sobie pokarm sztućcem do ust. Tu najczęściej sztućcem są pałeczki. Spróbujcie pałeczkami chwycić ziarnko ryżu. To prawie mission-impossible. Dlatego Chińczycy robią to inaczej. Ryż podaje się w małej głębokiej miseczce. Miseczka jest przykładana do ust, a głodomór zaczyna zapodawać sobie ryż wiosłując pałeczkami. Nie wyobrażacie sobie jak szybko można wiosłować pałeczkami. One po prostu fruwają, a delikwent dodatkowo jeszcze zasysa ryz jak mały odkurzaczyk.

Pewnego dnia zaproszono nas do restauracji. Tuż za naszym stołem stało przepierzenie. Za parawanu dochodził hałas, który kojarzył mi się z przesypywanym żwirem (otoczakami kilkucentymetrowej średnicy). Pomyślałem, że musi trwa właśnie remont knajpy i pracują. Po kilku minutach zidentyfikowałem źródło hałasu - zobaczyłem graczy w mahjonga, a żwir okazał się być kostkami, które tasowano.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz