czwartek, 9 sierpnia 2012

MINSTER LOVELL



Idąc ścieżką w tunelu tworzonym przez korony drzew czujesz, że prawie każdy zakątek tej krainy kryje jakiś mroczny sekret. Ciemne, deszczowe chmury, chłód, wilgoć i roślinność opasująca splotami korzeni omszałe kamienie wzmagają to wrażenie. Z zieleni wyłania się dach wiejskiego kościoła, potem kremowe wapienne ściany pokryte mchem, stary średniowieczny cmentarz przykościelny. Piętnastowieczny kościół Kenelma, dedykowany saksońskim świętym, ma swoją legendę. Kenelm, syn króla Kenwulfa, został zamordowany, a jego nauczyciel za podszeptem siostry Kenelma ukrył ciało. Wkrótce potem papież odprawiał mszę w bazylice Św. Piotra w Rzymie, a biały gołąb zrzucił mu zwitek papieru na ołtarz. Na nim napisane były wskazówki, gdzie należy szukać ciała. Papież uświetniając cud ustanowił dzień 17 lipca dniem św. Kenelma. Ciało zostało odnalezione i godnie pochowane.


William, siódmy lord Lovell (baron Lovell i Holland of Enmore), uświetnił kościół Kenelma według wiktoriańskiego smaku wiedząc, że po latach miejsce to stanie się jego grobowcem. Zarośnięta ścieżka wokół kościoła prowadzi do tego, co pozostało z dworu dziedzica, zwanego Minster Lovell Hall. Romantyczne ruiny, które od wieków inspirowały malarzy, to wszystko, co świadczy dziś o Williamie. Posiadłości Lovellów były rozsiane po całym kraju, jako, że byli oni bliskimi doradcami wielu królów. „Szczur, kot i pies imieniem Lovell rządzą Anglią pod przywództwem wieprza” było popularnym powiedzonkiem zawistnych poddanych w czasach Ryszarda III. Lovell miał za swój herb psa rasy Talbot, szczur oznaczał Sir Richarda Ratcliffe, kot Sir Williama Catesby, a Richard III obrał sobie znak dzika (stąd wieprz).

Deszcz tak jak w średniowieczu rozmywa ziemię i tworzy brudne, bagniste kałuże. Teraz jest ciut lepiej, bo mniej nieczystości wyrzuca się na zewnątrz, więc powietrze jest czyste i rześkie. Wejdźmy przez główne wejście do dworu Lovella i rzućmy okiem na sklepienie, na ściany z wapienia Cotswoldzkiego przyozdobione dwu i pół wiecznym graffiti. Hol główny był kiedyś tętniącym życiem sercem dworu. Tu na starej dębowej ścianie zawisała każdego roku święta jemioła, a dworzanie wesoło i hucznie świętowali Boże Narodzenie. Wielkie centralne palenisko dawało ciepło, dym drażnił oczy domowników i otworem wentylacyjnym w dachu wydostawał się na zewnątrz. Niewiele pozostało - resztki tynku, resztki ścian. Dużo lepiej zachowały się zachodnie zabudowania; kuchnia, stodoła, gołębnik… Pozostałości po wieży obserwacyjnej stoją nieco oddalone od pomieszczeń, gdzie toczyło się codzienne życie. Rzeka Windrush płynie jak przed wiekami u stóp samotnej wieży.

Ślad po ludziach pozostał tylko w opowieściach o barwnym średniowiecznym życiu: w balladzie o „konarze jemioły”, o lordzie Williamie i jego młodej narzeczonej. W noc weselną dworzanie świętowali bawiąc się w chowanego. Przyszła panna młoda schowała się nadto dobrze. Goście i William szukali jej dzień, dwa, tydzień, ale nie odnaleźli dziewczyny. Willam umarł z żalu ze złamanym sercem. Lata później jakiś sługa otworzył stary dębowy kufer na poddaszu i oczom jego ukazał się szkielet w ślubnej sukni. Kryjówka dziewczyny stała się śmiertelnym potrzaskiem. Do dziś miejscowi wspominają, że nocami w ruinach wciąż słychać bolesne nawoływania Williama szukającego swojej miłości.

Niejedna smutna historia wiąże się z rodziną Lovellów. Kolejny Lovell, który przyjechał do Minster, zakochał się bez pamięci w żonie swojego brata i w szale zazdrości zastrzelił go. Najwyraźniej nie zdążył rozeznać się w kwestii uczuć obiektu swych westchnień, a wdowa nie chciała mieć nic wspólnego ze szwagrem-mordercą i z rozpaczy po mężu utopiła się w studni zwanej lokalnie „Lady’s Pool”. Rozwścieczony Lovell spalił dwór w Minster. Mówi się, że kiedy robotnicy rozbijali pozostałości ruin, aby zrównać dwór z ziemią, ich siekiery pękały. Dlatego pozostały one po dziś dzień.

William ojciec i William syn byli jednymi z najbogatszych ludzi w Anglii. Ich następca John wspierał frakcję Lancaster i piastował prominentne stanowisko na dworze Henryka VI. Koło fortuny przestało być przychylne Lovellom w momencie, kiedy syn Johna, Francis, dziewiąty lord Lovell, w sporze pomiędzy zwolennikami Lancaster i York zwanym Wojną Dwóch Róż poparł tych ostatnich. Francis według jednych źródeł poległ, a według innych musiał opuścić Anglię po klęsce Yorków w bitwie pod Bosworth. Po dwóch latach jednak odnotowano go w kolejnej bitwie, gdzie ponownie sprowokował swoje fatum raz jeszcze popierając niefortunną rebelię wspierającą Lamberta Simnela, jako pretendenta do tronu.

Ostatnim z Lovellów, który utrzymał własność majątku w Minster był Francis. Musiał się on ukrywać w obawie przed odwetem Tudorów. Jedna z wielu legend krążących wokół Minster Lovell Hall mówi, że ukrył się on skutecznie w swoim dworze, w komnacie, do której można było dostać się tylko sekretnym wejściem od zewnątrz. Jedynego klucza strzegł jego wierny sługa. Legenda głosi, że sługa zmarł, nie przekazawszy nikomu tajemnicy swojego pana i Francis umarł z głodu, uwięziony na własne życzenie. W 1708 roku w czasie prac budowlanych odsłonięto sekretną komnatę, a w niej szkielet mężczyzny siedzącego przy stole z książką, papierem i piórem. U jego stóp leżały kości psa. Po wydarzeniach w Bosworth baron Francis Lovell został ogłoszony winnym zdrady, a jego majątek został zwrócony koronie, więc mało prawdopodobne, aby było to jego miejsce ukrycia. Tak jednak twierdziła rodzina i świadkowie. Posiadłość zmieniała właścicieli, aż w 1602 roku zakupił ją prawnik Sir Edward Coke. W połowie XVIII wieku jego spadkobierca Thomas Coke, hrabia Lancaster, przeniósł się do innego domu, a dwór w Minster został rozebrany i posłużył za kamień budowlany. Pozostały tylko zarysy zabudowań. Najlepiej zachował się średniowieczny gołębnik – Dovecote. Do dziś intryguje, bo wiele osób po wejściu do niego utrzymuje, że pojawia się w nim niezwykły kształt utkany z dymu. Na dowód niektórzy przedstawiają nawet fotografie świetlnych zjawisk. Mówi się, że ruiny są nawiedzone, że można w nich zobaczyć postać rycerza w błyszczącej zbroi na białym rumaku, to duch Francisa Lovella nawołuje by go uwolnić z ukrytej komnaty.

Romans, intryga i tajemnica. Dużo tego jak na jedne ruiny. Robi wrażenie, nawet, jeśli to tylko bujna wyobraźnia czy mistyfikacja mająca przyciągnąć turystów oraz nawet, jeśli łudząco podobne opowieści są przypisane do innych dworów średniowiecznej Anglii. Uciekajmy stąd czując oddech lorda i jego narzeczonej na plecach.

Nieduża osada Old Minster która przynależała do dworu jest równie mroczna. Sześćsetletnia letnia oberża, Old Swan (Stary Łabędź), niezmiennie pełni funkcje pubu i hotelu. Kiedyś zdrożeni podróżni przybywali konno, dziś zajeżdżają samochodami lub na rowerach. Tak jak kiedyś odpoczywali w czasie podróży, tak i teraz można tam odetchnąć wśród duchów średniowiecza, patrząc na rzekę Windrush, która napędzając koło młyna minsterskiego, szumi złowrogo i wartko zmierza w stronę nawiedzonego domu Lovellów. Zapewne wielekroć odwiedzał gospodę Old Swan sam Winston Churchill, który urodził się w pobliskim Blenheim. Wieś zachowała średniowieczny wygląd.Każdy dom mówi o przeszłości - Lovell Cottage ma nad drzwiami wmurowany kamień wapienny ze starego nagrobka, zarys pieca chlebowego widać na ścianie piekarni.

Kryte słomą chaty były wynajmowane za sumę dwa i pół pensa na rok. Mimo, że nikt nie trudził się, aby zbierać tak mizerny czynsz, mieszkanie za darmo miało pewne niedogodności. Prawo angielskie stanowiło, że po dwunastu latach zamieszkania dzierżawca stawał się właścicielem domu, więc mieszkańcy zmuszani byli w roku jedenastym do zabrania swoich rzeczy z domu i opuszczenia domu na jeden dzień. Gdy fakt zasiedzenia przestawał istnieć, rozpoczynali wynajem od początku i wracali do pracy. W niedzielę odpoczywali. „Niedziela była dniem ponurym - wymuszonej obecności w kościele, braku zabaw, wzorowego zachowania w każdym czasie” - tak wspomina wizyty w kościele miejscowy kronikarz. Jak każda średniowieczna wieś, ta również ma swoje przeszywające dreszczem historie. Kiedy księżyc lśni czystym blaskiem, ulicą starego Minster pędzi powóz. Kieruje się do ruin Minster Lovell. To William odwiedza swój dom w wigilię Bożego Narodzenia, a towarzyszy mu świetlista postać kobiety w sukni w starodawnym stylu.

Aż trudno sobie wyobrazić, że w ciepłe letnie dni dzieci pływają w rzece, dorośli piknikują na trawie wokół ruin (trudno bo ciepłych, słonecznych dni tu tyle co kot napłakał). Łatwiej wyimaginować sobie zachlapaną deszczem średniowieczną osadę, bez bruku na jedynej ulicy, gdzie ludzie w obłoconych, ciężkich ubiorach krzątają się wokół swoich domostw, na łąkach czy polach; gdzie karczmarz podaje strawę i grzane piwo pod dębową powałą, a wioskowy gawędziarz skinieniem ręki zaprasza, abyś się przysiadł i posłuchał. „Przyjdź gościu i usiądź przy ogniu, porozmawiajmy o dawnych czasach”. Tajemnice i legendy jak na zawołanie wyzierają z każdego zakątka…

To kojarzyć nam się będzie z Anglią - obecność przeszłości w teraźniejszości. Legendy przypisane do każdego dworku, zamku czy innej posiadłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz