niedziela, 23 września 2001

INDIE, NEPAL 2001 (4)


22.09.
Rankiem okazało się, że warunki przyjazdu jak na Indie komfortowe; jadą wyłącznie turyści, jest ich mniej aniżeli miejsc, można więc rozłożyć się na dwóch siedzeniach. Drogi w Indiach są fatalne, może trudno w to uwierzyć, ale gorsze aniżeli u nas. Dwa autobusy mijają się z trudem. Należy jeszcze dodać ogromne ilości rowerzystów, motocyklistów, rikszarzy, motorikszarzy i ... krów. Klakson to rzecz absolutnie niezbędna, używany jest on przy każdym manewrze wyprzedzania, czy też skrętu. Tego dnia jechaliśmy 9 godzin, jestem przekonany że przez więcej aniżeli połowę tego czasu dźwięk klaksonu umilał nam podróż. W przewodniku przeczytałem, że na drogach w Indiach w ciągu roku ginie 70 tys. ludzi; w USA „tylko” 43 tys. mimo faktu, że zarejestrowanych jest tam 20 razy więcej pojazdów. Po tym co ujrzały moje piękne oczy jestem w stanie w to uwierzyć.


Przez całą drogę obserwowałem kraj, robiłem masę zdjęć i wszystkiemu się dziwiłem. Prowincja jest równie niezwykła jak miasta.

Tego wieczora dotarliśmy do granicy z Nepalem. Nocleg spędzamy w miasteczku Belahya, w dość okrutnym hoteliku „Guest House Nepal”. Wieczerzę i „San Miquela” spożywamy na tarasie. Przed podaniem kolacji kelner zamiata śmieci ze stołu. W chwilę potem śmieci znów są. To owady; ogromna armia latającego paskudztwa. W sałatce pomidorowej znajduję mniej więcej 10 sztuk insektów.

W Nepalu ludzie chodzą spać razem z kurami. Przed 22 jesteśmy wyrzuceni z knajpy; rozmowę ze świeżo poznaną belgijską nauczycielką kontynuujemy w holu hotelu.  Okazuje się że nie tylko polscy nauczyciele są podle opłacani, ona na trzymiesięczną wyprawę po Azji południowo-wschodniej zbierała kilka lat.

23.09.
Kontynuujemy podróż do Katmandu. Z hoteliku zbiera nas radziecki uaz, na dworcu przesiadamy się w rejsowy autobus nepalski. Dostrzegam różnice dzielące Nepal i Indie – tu jest czyściej, fasady budynków są ładniejsze, ludzie różnią się od hindusów (azjatyckie rysy i ciemna cera czyni Nepalki bardzo atrakcyjnymi kandydatkami na żony). Te dwa kraje różni nawet czas; na granicy należy przesunąć wskazówki zegarków o ... 15 minut. Kilkadziesiąt kilometrów za granicą wjeżdżamy w góry, wspinamy się górskimi serpentynami, widoki wspaniałe.

Do stolicy Nepalu docieramy około siedemnastej. Już na przedmieściach do autobusu wpadają naganiacze oferujący hotele. Na dworcu nie możemy się od nich opędzić i mimo, że mieliśmy zamiar jechać taksówką na Thamel (turystyczna dzielnica Katmandu pełna hoteli, knajp, sklepów ze sprzętem wspinaczkowym i trekingowym) i szukać szczęścia sami, dajemy porwać się jednemu z naganiaczy. Jeśli zdecydujemy się na oferowany przez niego hotel taksówka jest gratis, jeśli stwierdzimy, że hotel nas nie satysfakcjonuje, płacimy za transport 60 nepalskich rupii. Hotel niezły, ale bez rewelacji. Szukamy lepszego na własną rękę; wkrótce znajdujemy odpowiednie lokum. Hotel „New Gajur” jest czysty i tani (za pokój płacimy nieco ponad 4 USD).

Miasto mnie oczarowało. Wystarczył jeden wieczorny spacer po Katmandu. Błądząc w uliczkach dzielących dzielnicę Thamel i centralny plac stolicy – Durbar Square co krok natykaliśmy się na świątynie przecudnej urody. Plac Durbar pełen jest niezwykłych, kilkusetletnich budowli, tak odmiennych od tego do czego przywykły oczy Europejczyka. Wracając po kolacji w kierunku hotelu przysłuchujemy się śpiewom dochodzącym z jednej ze świątyń. Atmosfera miasta, piękne niewiasty, hinduskie świątynie, buddyjskie stupy; wszystko to sprawia że zamierzam kiedyś wrócić!

Na Thamelu istnieje ogromna ilość miejsc gdzie można skorzystać z internetu, ceny przystępne – 25 nepalskich rupii za godzinę (1USD = 75 Rupii). W tym roku pierwszy raz korzystam z dobrodziejstwa internetu podczas podróży. Pełen wrażeń, mogę się podzielić emocjami ze znajomymi. Kiedy ja opowiadam czego doznałem przez dzień cały, oni kończą odrabianie pańszczyzny w pracy.

 W drodze do Kathmandu

 W drodze do Kathmandu
 Kathmandu
Kathmandu


Kathmandu

Kathmandu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz