08.10.
Pobudka o 6 rano. Za śniadanie służy nam suchy chleb, suchy ser i woda; dość skromnie. Ruszamy. Idziemy z garbami w których mamy potrzebne ubrania, śpiwory, alumaty, żywność i po cztery litry wody na głowę. Początkowo idziemy dość swobodnie, mamy przez chwilkę problemy z wkroczeniem na szlak. Wkrótce dostrzegamy kopczyki usypane z kamieni, które jak się nam wydaje mają jakieś znaczenie. Niedługo trwało nim zorientowaliśmy się, że są to oznaczenia szlaku, których wedle słów hinduskich znawców gór być nie powinno. Za ich pomocą bez większych problemów odnajdujemy drogę. Każdy z nas utrzymuje własne tempo, prowadzę ja, w nieznacznej odległości za mną porusza się Tomek, pochód zamyka Darek. Słońce rozświetla stok, jest cudownie. Otoczenie sprawia że gdyby nie zmęczenie, które zaczyna nam doskwierać można by śpiewać hymny wychwalające urodę świata.